niedziela, 11 października 2015

Most nad rwącą rzeką – Stanisława Fleszarowa–Muskat

Fabuła? Prościutka. Jest rok 1981. Młoda para z Polski, Dominika i Łukasz, przyjeżdża na wakacje do Hiszpanii. Nocują na campingach i żywią się głównie przywiezionymi z kraju konserwami i makaronami; jedynie w Madrycie decydują się wynająć pokój w hotelu. W tym samym miejscu zatrzymuje się światowej sławy dyrygent Jerome Asman. Na hotelowym parkingu dochodzi do wypadku, w którym autokar Amerykanów poważnie uszkadza samochody Polaków i Asmana. Dominika i Łukasz przyjmują propozycję kierowniczki amerykańskiej wycieczki, by na czas naprawy auta zajęli dwa wolne miejsca w autokarze. Do wycieczki dołącza również zaintrygowany Dominiką Asman…

Łukasz – architekt, starszy od Dominiki, a więc dojrzalszy. Zdystansowany wobec zachodniej rzeczywistości i jej pokus. Ciałem w Hiszpanii, ale duchem wciąż w Polsce. Codziennie słucha komunikatów radiowych z kraju, w którym robi się coraz bardziej niespokojnie. W końcu traci zainteresowanie wycieczką i zwiedzaniem, korzysta za to z każdej okazji, by posłuchać wiadomości. Dominika powie mu w złości, że to polityczny onanizm.
Dominika – zaledwie dwudziestoletnia studentka ASP, zachwycona Zachodem. Cieszy ją zwiedzanie, wizyty w muzeach, gdzie może wreszcie zobaczyć wielkie dzieła sztuki, próbowanie lokalnych specjalności, oglądanie wystaw sklepowych i przymierzanie ciuchów. Łatwo można zrozumieć młodziutką dziewczynę, która chce cieszyć się życiem, ładnie ubrać – a nie stać jej na oglądane rzeczy. Łatwo też zrozumieć jej lęk przed wojną i głodem. A jednak ta dziewczyna myśli realistycznie, bo mając wreszcie pieniądze, nie decyduje się na zakup wymarzonej spódnicy. Uważa, że powinna zawieźć dolary do kraju, gdzie mogą się okazać potrzebne całej rodzinie.
Wydawałoby się, że autorka jednoznacznie ocenia swoich bohaterów, wskazuje, która postawa jest właściwsza, godna pochwały. Sądzę jednak, że inaczej czytało się tę książkę krótko po wydaniu (ukazała się po raz pierwszy w 1984 r.), a inaczej się ją odbiera dziś, z perspektywy czasu. Choć postać Łukasza wydaje się nieznośnie papierowa, to nie można pominąć faktu, iż od pewnego momentu to Dominika wysuwa się na pierwszy plan.

Akcja toczy się w trzech miejscach. Pierwszym jest Hiszpania – miejsce kolorowe, słoneczne, beztroskie; świat zabytków, sztuki i pięknych ubrań. Drugim Polska – choć nie rozgrywa się tam ani jedna scena. Kraj targany niepokojami, zagrożony niedostatkiem; Polska, w której młodzi nie mogą się pobrać, bo nie mają gdzie mieszkać; gdzie prawdziwa kawa i czekolada to niewidziane od dłuższego czasu rarytasy. Trzecim miejscem są przedwojenne Zaleszczyki; przepięknie położony kurort z dwiema plażami, słoneczną i cienistą, i sadami oferującymi bogactwo owoców. Chociaż miasteczko wciąż nie odbudowało się ze zniszczeń pierwszej wojny światowej, to jako modne letnisko miało duże szanse na rozwój. W biografii Fleszarowej–Muskat (Na fali Krystyny Świerkosz) można znaleźć informacje, że pisarka wielokrotnie spędzała wakacje w Zaleszczykach u swojej ciotki; przyznała też kiedyś, że wspomnienia bohatera Mostu nad rwącą rzeką są jej własnymi wspomnieniami. Ponadto przed napisaniem książki Fleszarowa spędziła urlop w Hiszpanii – zatem przywoływane miejsca znała z autopsji.

Smakowałam tę powieść, czytałam powoli, żeby starczyło na dłużej. Nie jest to literatura wysoka, widzę jej mankamenty (jak choćby elementy dydaktyzmu, niekiedy patos lub szczypta egzaltacji), nawet podjęte tematy wydają się banalne, a jednak czyta się ją z zainteresowaniem i w napięciu, co będzie dalej. Jedną z poruszonych kwestii jest przywiązanie do ojczyzny, problem własnego miejsca na ziemi. Drugą – siła uczuć. Czy miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko? A może są rzeczy, które zniszczą nawet najsilniejsze uczucie? Tytuł ma znaczenie symboliczne – chodzi nie tylko o most na przedwojennej granicy Polski i Rumunii. Mostem okazał się również wzór na kilimach Dominiki, który przeniósł Asmana do jego wspomnień z dzieciństwa.
Świetna powieść. Serio.

Moja ocena: 4,5/6

8 komentarzy:

  1. Czuję, że w tej lekturze mogłabym sama decydować, która postawa bardziej do mnie przemawia, podoba mi się też hiszpańskie tło powieści. Chętnie poznam bliżej bohaterów. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością, z perspektywy czasu inaczej ocenia się postawy... i powieści ;-)

      Usuń
  2. Treść może mnie nie zachęciła do lektury, ale doceniam stylizację zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy ma się aparat-kretyna, to trzeba nadrabiać stylizacją... ;-)

      Usuń
  3. mnie się zawsze wydawało, że to nie aparat robi zdjęcie, ale jeśli Twój to potrafi, to może nie jest jednak kretynem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kiedyś o tym rozmawiałyśmy. Jeżeli ja bym chciała pokombinować z głębią ostrości, a w kretynie nie można ustawić samemu przesłony, to kto robi zdjęcie - ja, czy jednak kretyn?...

      Usuń
    2. Jednak cały czas Ty ;) Nim ludzkość wymyśliła zaawansowane cyfrowe cuda, robiła i na prostym sprzęcie;) Przyślę Ci kiedyś zdjęcia, które robię Holgą- plastikową chińską zabawką ;)
      I muszę kiedyś bliżej poznać ten Twój aparat :)

      Usuń
    3. Proszę bardzo, może Ty się z nim lepiej dogadasz niż ja ;-)

      Usuń